Zaczęło się, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Były lata 90. Pamiętam, że w weekendowe poranki oglądałam programy podróżnicze. Nie było przecież programów „na żądanie” czy VoD.
Z niecierpliwością wyczekiwałam na spotkania z podróżnikami, z miejscami i z fascynującymi zwierzętami. Na tą godzinkę, w odległym świecie, czekało się cały tydzień! Około południa zaliczałam dodatkowo western, najczęściej klasykę gatunku. Dzisiaj dochodzę do wniosku, że ta mieszanka, zamiłowania do odległych krain, do świata zwierząt oraz do klasycznej przygody rodem z dzikiego zachodu miała dużo większy wpływ na moje życie, niż mogłabym przypuszczać wtedy, kiedy popijając herbatę wgapiałam się w wypukły ekran telewizora.
Coś buzowało we mnie przez wszystkie lata i nie dawało mi spokoju. Właśnie ta mieszanka sprawiła, że do dzisiaj, albo nie potrafię zrozumieć wielu mechanizmów rządzących otaczającą mnie rzeczywistością, albo nie chcę się z nimi godzić. Przez szereg lat, miesięcy, tygodni i dni, podczas których tak usilnie próbowałam się wpasować w narzuconą mi z góry rzeczywistość, czułam rozgoryczenie. W końcu to wykraczające poza ramy rozumu pragnienie przeżywania natury, doświadczania spotkań, odkrywania miejsc, doprowadziło mnie i mojego męża do dnia, w którym kupiliśmy samochód dostawczy z zamierzeniem zbudowania domu na kołach i ruszenia ku przygodzie. Proszę, zanim osądzisz przeczytaj całość. Piszę to dla ludzi, którzy mogą przeżywać podobne emocje, ale je tłumią z obawy przed osądem innych, z obawy przed urażeniem kogoś, topią się sami w sobie i swoim życiu. Każdy z nas jest inny, ma inną wrażliwość, inne pragnienia i co innego daje mu poczucie szczęścia. Zapraszam do świata moich wewnętrznych rozterek, na pole bitwy, którą od lat toczę sama ze sobą.
Jeszcze jedno. Zanim przejdę do opisania wydarzeń ostatnich lat mojego życia mam dla Ciebie taką propozycję. Przypomnij sobie beztroskie chwile. Jesteś dzieckiem, masz jakieś 8 lat. Co robisz? Gdzie jesteś? Jaka jest pogoda? Co czujesz? Kto jest z Tobą? Czujesz jakiś zapach? Pamiętasz dotyk, przypominasz sobie jakieś faktury? Wtop się w to wspomnienie, daj sobie chwilę.

W moich wspomnieniach jest lato, światło ma ciepłą barwę, łąki nad rzeką Pisą są lekko wypalone od słońca, listki brzozowe delikatnie szeleszczą poruszone ciepłym i suchym powiewem wiatru. Ach, jak jest pięknie! Dotykam traw dłonią, są lekko kłujące, zostawiają na dłoni mikro ranki, które później będą mnie piekły. Stąpam boso po łące, czuję zapach ziemi. Paruje. Beztrosko taplam się w miękkim piasku rzecznej plaży. Wskakuję do wody ten ostatni dzisiaj raz, a ta woda jest miękka i ciepła. Płynę z nurtem. Ach, jak jest błogo. Patrzę na zachodzące słońce.
Jaka jest Twoja chwila, gdzie jesteś, dlaczego czujesz się w tej chwili tak błogo? Czy w życiu dorosłym pamiętasz o tym uczuciu? Czy dzisiaj, jako dorosły człowiek, pozwalasz sobie na chwile zapomnienia i czystego szczęścia?
Kiedy wkładasz niewygodne buty
Przez długie lata nie pozwalałam sobie na czyste szczęście. Porzuciłam dziecko o fajnych marzeniach i szerokich planach, na rzecz kogoś, kto przez lata stał mi się zupełnie obcy. Wybrałam rzeczywistość, która mnie kłuła i dusiła, mimo głosu intuicji kroczyłam tą ścieżką przez lata. Widzisz, mam duszę buntownika, nigdy nie lubiłam iść utartym szlakiem, nie chciałam za bardzo się przyporządkowywać. Marzyłam o tym, aby żyć na własnych zasadach, a mimo to, lata temu pokonałam sama siebie, poddałam się. Nie pamiętam do końca jak to się stało, ale zaczęłam krok po kroku, bezmyślnie postępować na przekór sobie. Własna działalność, która miała mnie uwolnić z kajdan rutyny wrzuciła mnie w odmęty samotności. Praktycznie bezustanna praca z wiecznym poczuciem winy, że za mało z siebie daję, z codziennym stresem, z bezsennością, z zaniedbaniem siebie, z zadręczaniem za to, że tak daleko odeszłam od tego w co kiedyś wierzyłam. W zasadzie to przestałam się zastanawiać nad czymkolwiek. Zamieniłam się w uzależnione od pracy zombie.
Pewnego dnia obudziłam się znowu zmęczona, spojrzałam na siebie i stwierdzałam — kurczę ale ja jej nie lubię, kto to w ogóle jest? Czy ta osoba ma coś ciekawego do powiedzenia, czy to jest ktoś z kim chciałabym się przyjaźnić? — Byłam smutna, szara, zazdrościłam, porównywałam się bezustannie, doszukiwałam się w sobie wad. Czułam, że tonę. Dotknęła mnie huśtawka emocjonalna, jednego dnia się podnosiłam i na siłę podejmowałam zadania z pracy, innego dnia nie byłam w stanie zrobić nic. Nerwy się nasilały, a ja przestawałam to wszystko kontrolować. Jestem taka nieudolna, dlaczego tak mało osiągnęłam, przecież w moim wieku powinnam zajść o wiele dalej! Wrrrrr! Warczałam sama na siebie. Jak mogłam być dla siebie tak okrutna? Zaczęły się drobne problemy zdrowotne. Jakżeby inaczej, stres jest przecież naszym najgorszym wrogiem. Krótkie podróże pomagały na chwilę, odzyskiwałam wigor i chęć do życia, po czym wracałam do rutyny. Odbierałam nieprzyjemny telefon i zapadałam się w sobie coraz głębiej. Brak pewności siebie jest przecież wyczuwalny, kiedy lecisz w dół, Twój świat leci za Tobą… To co zbudowałaś, zbudowałeś sypie się, kruszy, rozbija… W moim przypadku stan rozpadu trwał około 7 lat.
Balansowałam na równi pochyłej, ale potrafiłam dobrze udawać. — Wszystko w porządku, wszystko ok., dużo pracy wiesz, dlatego jestem zmęczona, ale wszystko jest super ogólnie — Yhy… Doprawdy?

Nie zrozumcie mnie źle. Mam wspaniałe małżeństwo, rodzinę i cudownych przyjaciół. Mam dobre życie. Paradoksalnie, to był też jeden z powodów mojej auto-wrogości. No bo przecież jak można, mam cudownego męża, żyję w uprzywilejowanym świecie, mam pracę, mieszkanie, samochód… nie powinnam być nieszczęśliwa! Problem polegał na tym, ze to nie było moje życie. To nie byłam ja. Nie potrafiłam już wyznaczać sobie celów, bo żaden nie przynosił satysfakcji. Bo wyznaczałam sobie nie te cele co trzeba, bo przestałam wierzyć, że może mnie w życiu spotkać coś innego. Nawet w trakcie budowy Elcampera nie wierzyłam, że to się uda. W momencie kiedy przestaje Ci zależeć na czymkolwiek, nie masz ochoty walczyć, wstawać, działać. Dlaczego tak się stało?
Pierwszy krok — zadbaj o siebie!
Pewnego dnia, jednego z tych lepszych na mojej życiowej sinusoidzie, za namową Michała i dla niego podjęłam działanie. Przyszedł czas na proces naprawczy. Zaczął się od prostego kroku, wykupienia karnetu na siłownię. Wcześniej sporo jeździliśmy na rowerach, ale to w stosunku do 60 godzin tygodniowo przesiedzianych na stołku przed laptopem nie było wystarczające. Kolejnym krokiem była joga. Praktyka pomogła mi zbudować zdrowe relacje z samą sobą. Odpoczywał mój umysł, ciało nabierało siły. Dzięki jodze dowiedziałam się, że czas dla siebie samej jest tak samo ważny jak czas dla innych i że na niego zasługuję. Dziękuję sobie za ten krok. Wysiłek fizyczny powoli regulował gospodarkę hormonalną, mózg zaczął lepiej pracować, dotlenione serce wpuszczało do siebie trochę światła. Te pierwsze wysiłki doprowadziły mnie do dnia dzisiejszego. Jestem po kilkukilometrowym biegu, po krótkiej praktyce jogi, jestem zrelaksowana, moje ciało ma się dobrze, mój umysł jest otwarty i mimo panującej pandemii dalej widzi nadzieję na lepsze jutro.
To były pierwsze małe ukłony w stronę tej dziewczynki z mojego wspomnienia.
Krok drugi —porozmawiaj ze sobą, tylko szczerze
Znalazłam czas na rozmyślenia o życiu, o świecie. Dotychczas pozwalałam sobie tylko na myślenie o pracy i zadaniach codziennych. Teraz znowu zaczęłam nie tylko marzyć, ale zaczęłam snuć plany. Przede wszystkim chcę być sobą — postanowiłam! Nie chcę się z tego powodu tłumaczyć. Nie chcę ciągle wyjaśniać dlaczego nie planuję ułożyć sobie życia w ten, czy inny sposób. Nie chcę się porównywać i próbować chodzić w czyichś butach, one są dla mnie niewygodne. Jestem taka, a nie inna i pozwalam sobie na szczęście.Kiedy moja tarcza obronna już trochę osłabła zaczęłam sobie przypominać rzeczy, które lubię.
Podróże, odkrywanie tego małego, piękna świata, natura, słońce, wiatr! Kocham te momenty, te letnie dni, wieczory, noce! Nie lubię zimna i zimy, nie lubię tego czasu w zamknięciu, a może by tak ominąć zimę i dokończyć autoterapię w otuleniu promieni słońca? Tak!
Na początku szukaliśmy miejsca na dłuższy wyjazd. Chcieliśmy jechać z naszą kotką Momo, bo podczas wcześniejszych wyjazdów tęskniliśmy za naszą kotką. Nie mogliśmy jednak wybrać jednego miejsca. Nasz apetyt na świat jest zbyt duży, a każde miejsca ma coś unikatowego do zaoferowania! No i Momo… Jak się tam dostać z Momo, jak się przemieszczać? Ten proces myślowy rozwijał się przez wiele dni, aż do momentu pojawienia się pomysłu zakupu campera. Kolejne wieczory przepełniało przyjemne snucie planów i podróże palcem po mapie. Dokładny research oferty oraz nasze możliwości finansowe doprowadziły nas do pomysłu zbudowania sobie mobilnego domu samodzielnie, takiego domu jaki chcemy, takiego na nasze potrzeby, takiego na jaki nas stać. I tak oto w tym całym chaosie powstał pomysł zbudowania Elcampera. Domu na kołach, dzięki któremu możemy podróżować i odkrywać nieznane. Możemy pracować w cieniu drzewa oliwnego, sosny i palmy. Możemy podziwiać zachody słońca z naszego ganku, możemy poznawać i odkrywać nową kuchnię i kulturę, możemy być w drodze. Do tego wszystkiego podróżujemy z naszą kochaną Momo. Mamy z pozoru niewiele, a jednoście mamy wszystko! Gdzieś na różnych końcach świata… To jesteśmy my, tacy jakimi jesteśmy, my prawdziwi, szczęśliwi.
Podsumowanie
Przeliśmy dość krętą drogę. W mojej ocenie to wszystko nie było do końca potrzebne. Mimo wszystko nie mam już żalu do tych lat, chociaż przyznam się szczerze, miałam żal, ogromny żal i gniew i wybuchałam w złości na samą siebie. Nie mogę jednak gniewać się w nieskończoność, prawda? Bo dzisiaj ta mała dziewczynka, za którą się tak mocno stęskniłam, jest zdecydowanie bliżej, a ja zaczynam siebie rozpoznawać, lubić, doceniać. Na nowo zaczynam sobie ufać.
Co dalej?
Na razie przejechaliśmy mały kawałek Europy. Jak wiecie, wróciliśmy do Polski, aby przygotować się do kolejnej podróży. Los nas zatrzymał. Czekamy jak wszyscy, aż sytuacja się poprawi. Tęsknię za moim domkiem na kołach, za wolnością i siłą, jaką daje każdy dzień życia w drodze. Jednak właśnie teraz, w izolacji jestem jeszcze bardziej wdzięczna za wspomnienia ostatnich 6 miesięcy. Dzięki nim mam siłę, mam wiarę, mam energię.

Przypomnij sobie jeszcze raz to wspomnienie, o którym pomyślałaś, pomyślałeś zaczynając czytać mój wpis. Ten moment głębokiego szczęścia. Posłuchaj siebie, nie tłum emocji. Krok po kroku tam dotrzesz, zacznij dzisiaj!
Pozdrawiam Was kochane i kochani. Słuchajcie siebie, nie ma na co czekać!